Pewną bardzo mroźną, zimową porą otrzymaliśmy zgłoszenie, że w dobrze znanym nam miejscu, z którego już kiedyś odebraliśmy psa, znów jest zwierzak potrzebujący pomocy.
Na miejsce pojechaliśmy w towarzystwie urzędnika z gminy i policjantów. Wiedzieliśmy, że z właścicielem bywa różnie... Niestety brama była zamknięta, łańcuch założony, pana nie było nigdzie widać, ale udało nam się zobaczyć małego, zmarzniętego psiaczka, który był przypięty łańcuchem do kołka, a za schronienie służył mu kawałek azbestu oparty o ścianę... Może miał jakiś kawalątek deski, żeby się położyć, ale tutaj nawet nie ma nad czym dyskutować... Było kilka stopni mrozu, a "schronienie" nie miało dwóch ścian, ocieplenia, podłogi, wyściółki... Dramat!
Na posesję musieliśmy wejść przez płot, na "powitanie" wyszedł właściciel, ale nie było za bardzo o czym rozmawiać... Psiak został odpięty z łańcucha, zabrany na ręce, nawet przez płot trzeba go było przenosić, bo brama nie została otwarta. Dowiedzieliśmy się, że możemy wyjść, tak jak weszliśmy. Bywa i tak...
Czterołapek dostał na imię Eter, okazał się młodym, niezwykle pociesznym, sympatycznym psiakiem! Zamieszkał w schronisku i czekał na proces... Właściciel nie zrzekł się go, musieliśmy poczekać na zasądzony przepadek zwierzęcia.
W tym samym miejscu byliśmy jeszcze kilkukrotnie, bo były sygnały, że właściciel znów ma kolejne zwierzaki. Póki co - żadne ze zgłoszeń się nie potwierdziło, na szczęście...
Co z Eterkiem? Doczekał wyroku, a niedługo później znalazł najlepszy dom!